Bliss point, czyli sposób na wyrolowanie mózgu

Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego colą nie można się zasłodzić, choć zawiera ogromne ilości czystego cukru? Lub też, dlaczego nasze dzieci często nie potrafią przestać jeść słodzonych płatków śniadaniowych?

Otóż dzieje się często tak z powodu tzw. bliss point, czyli „punktu rozkoszy” w żywności wysoko przetworzonej. A zatem…

Bliss point – czyli „punkt rozkoszy” – to jedno z największych wyzwań producentów żywności wysoko przetworzonej (czyli dziś blisko 80% działów z żywnością marketów). To od lat kluczowe zadanie dla technologów, zwanych „wirtuozami smaku”, którzy tworzą receptury światowych marek ciastek, batonów czy słodkich napojów gazowanych.

O co w tym chodzi? Ano chodzi o to, byśmy nie mogli przestać jeść, byśmy jedli do skończenia torebki, do ostatniego okruszka… a potem jeszcze czuli niedosyt, nienasycenie tego konkretnego smaku, pragnienie przedłużania tej samej przyjemności. Zupełnie w oderwaniu od świadomości tego, co właśnie zjedliśmy.

Uwaga: nie chodzi w tym o to, by dany baton czy ciastko jak najbardziej nam smakowały ani by nas nasyciły. Nic bardziej mylnego! Chodzi o to, by nie chcieć przestać jeść, by mózg „zawiesił się” na pragnieniu dalszego jedzenia, a kubki smakowe jak pijane tańczyły walca, bez kontaktu z ośrodkiem nasycenia w mózgu…

Stawką w grze biznesowej jest uzyskanie smaku na tyle wyrazistego, by wyzwalał fizjologicznie i chemicznie określoną przyjemność, a jednocześnie by nie nasycał. By zatem napój był słodki, ale nie na tyle, byśmy się zasłodzili i przestali pić. By chipsy były rozkosznie słone, ale nie za bardzo, by nie przestać jeść. By baton rozpływał się tłuściutko w ustach, przenikał każdy milimetr sześcienny jamy ustnej, lecz nie pozostawiał wrażenia tłuszczu na podniebieniu, które sprawiłoby, że przestaniemy jeść…

Bliss point to właśnie taki wysublimowany punkt błogości, uzyskiwany dla produktów z dodatkiem cukru, soli i tłuszczu (lub nie wszystkich trzech na raz). To także często zapalnik automatycznego procesu naszego przejadania, w szczególności tzw. „uzależnienia” dzieci od określonych smaków płatków śniadaniowych, chrupek, batoników, chipsów czy słodkich napojów gazowanych.

Często nie mamy tej świadomości, nie potrafimy sensownie wybierać tego, co jemy.

Chcesz dowiedzieć się więcej, by stworzyć „jedzeniowe prawo jazdy” dla siebie lub Twojej rodziny? Chcesz usystematyzować wiedzę i nawyki jedzeniowe, a na co dzień trudno Ci to ogarnąć? Uważasz, że jesz pod wpływem emocji i kolejny rok z rządu kasujesz ten punkt z listy noworocznych postanowień?

Zadzwoń do mnie lub napisz. Wesprę Cię i poprowadzę. Popracujemy razem i obiecuję, że nie będziesz się nudzić. Robię to z dobrymi efektami od ponad 12 lat.

Brzuch swoje, a serce swoje, czyli kto we mnie chce jeść???

Gdybyśmy się tak zastanowili, w jakim celu albo dlaczego zwykle jemy… to moglibyśmy się mocno zdziwić. Jemy bowiem z różnych powodów, a czasem pozornie bez powodu.

Jemy by zaspakajać różne głody. Możemy zaspokoić naturalny głód fizyczny, ale też jemy by zagłuszyć głód emocjonalny. Możemy jeść, bo czujemy się samotni, bo nie radzimy sobie z trudnymi emocjami, bo się nudzimy. Możemy jeść, bo boli nas życie, bo trwamy w schemacie, w którym nie chcemy żyć. Możemy jeść, bo obecne życie nam nie smakuje, bo nie umiemy zaakceptować samych siebie.

Możemy jeść automatycznie, nie czując w ogóle głodu. Możemy jeść, bo inni jedzą wokół nas albo sądzimy, że na tym etapie życia jest to nasza główna przyjemność. Możemy jeść by nie robić komuś przykrości lub po prostu nie umiemy odmówić (spróbuj odmówić babci!). Możemy jeść by inni nie pomyśleli, że się odchudzamy albo by nie czuć się wykluczonym. Możemy jeść, bo akurat ładnie pachnie pieczywem czy świeżo paloną kawą albo możemy jeść, bo „tego jeszcze nie jadłam, no to, dlaczego mam nie zjeść?”. Możemy jeść, bo nie mamy siły lub kompetencji by oprzeć się naporowi wszechobecnego marketingu żywności wysoko przetworzonej, a przecież jedzenie jest wszędzie wokół nas. Możemy wreszcie jeść, bo tak właśnie rozumiemy słowo „wolność”. Z bardzo wielu powodów możemy zatem dziś jeść.

Lecz czy z tych wszystkich powodów jeść warto? Niby nie, ale jak ten pociąg zatrzymać?

Jeśli odnajdujesz się w wymienionych schematach i masz ich już serdecznie dość – zadzwoń do mnie lub napisz. Nie odkładaj decyzji na wieczór, nie zapisuj w kalendarzu „Sprawdzić, jak pracuje Pawłowska”, a już Boże broń nie sięgnij po coś na ząb, by przeżuwając pocieszyć się bezwiednie wobec niełatwych myśli, które ten króciutki tekst mógł obudzić. Umiem Cię wesprzeć. Umiem Cię wyprowadzić z tej maszynki. Robię to z dobrymi efektami od 12 lat. Sprawdź, jak możemy razem zadziałać!