Wspieraj, nie sabotuj!

O koszcie społecznym naszych zmian stylu życia

Gdy stajemy oko w oko z ważną zmianą, w której mamy wykazać się sprawczością i konsekwencją – jak schudnięcie, zmiana pracy czy stylu życia – zwykle spodziewamy się od rodziny i znajomych wsparcia. Najzwyklejszego, bez peanów na naszą cześć, lecz po prostu ludzkiego wspierania nas w zmianie, bo przecież komu, jak nie najbliższym, zależy na naszym dobru, zdrowiu, satysfakcji, korzystniejszej pracy i lepszemu samopoczuciu? Takie wsparcie traktujemy najczęściej jako 100-procentowo pewny, niezbywalny zasób zmiany, jako jeden z filarów powodzenia procesu.

I jak duże jest nasze zdziwienie, rozżalenie czy wkurzenie, gdy albo takiego wsparcia nie otrzymujemy (np. przyjaciółka grobową ciszą i jaką samą miną przez dwa miesiące kwituje nasze stopniowe chudnięcie i dżinsy o numer mniejsze, choć lustruje nas przy każdym spotkaniu niczym Wielki Brat) albo nasz optymizm i zapał dostają w łeb obuchem lekceważenia czy ignorancji (np. kochająca mama notorycznie obrażą się, jeśli nie zjesz po niedzielnym obiedzie dwóch porcji szarlotki wielkości smartphone’a każdy, a mąż bojkotuje Twoje starania spojrzeniem „Od dwóch lat mówisz, że tych 10 kg chcesz zrzucić, a cały czas podjadasz, więc przestań się już ośmieszać, to nie ma sensu”). Co to jest i jak sobie z tym radzić?

Sabotażyści są wśród nas

Nasze otoczenie niekoniecznie musi być kibicem takiej zmiany. W rodzinie, wśród przyjaciół czy w pracy możemy spotkać osoby, które będą sabotować nasz plan i postępy. Dlaczego? Najczęściej – choć nie zawsze – jest to reakcja nieświadoma. Reakcja, bowiem sabotażysta naszej zmiany w każdym wypadku po prostu czuje się zagrożony. Jeśli dokonywana przez nas zmiana może zagrozić jego poczuciu kontroli nad nami, lub może zagrozić jego przewadze nad nami – będzie skutecznie lub nie, celowo lub nie, lecz sabotować naszą wolę zmiany i jej progres.

Sabotażysta-zazdrośnik

Najczęściej występującym sabotażystą jest zazdrośnik. Do dziś pamiętam jedną z moich podopiecznych (dyrektor w dużej korporacji), która odchudzając się z wagi ponad 100 kg, każdego dnia otrzymywała „dowody przyjaźni” w postaci korporacyjnych koleżanek, wpadających z drogimi bombonierkami (jedna pralinka Ci nie zaszkodzi) czy likierami (tylko do kawy na stres), a na 40. urodziny dostała jednego dnia 3 torty i 4 kosze słodyczy, choć uporczywie walczyła o każdy kilogram wagi mniej. Złośliwość? Przykład klasycznego sabotażysty-zazdrośnika, który cichaczem podpiłowuje kruchą gałąź naszego zapału i perspektywy zmiany. Dlaczego tak robi? Bo prawdopodobnie sukces zmiany u kogoś innego obnaży jego własną bezradność czy lenistwo, jego własne zaniedbanie czy apatię w istotnej życiowej czy zawodowej kwestii. Będzie więc sabotował Twoje zmiany, by nie zostać samemu w Klubie Zgody na Nieudacznictwo. Trudne, ale bardzo ludzkie… Warto spróbować zrozumieć – tu z pomocą przychodzi analiza swoich relacji i naszych własnych odruchów sabotażysty-zazdrośnika.

Sabotażysta-sceptyk

Sceptyk to piła tarczowa naszych zmian, najczęściej zachowanie to udziela się bliskim mężczyznom – mężom, partnerom, kolegom z pracy. Tu w grę wchodzi rywalizacja, a jak wiadomo w takich pojedynkach mężczyźni jeńców nie biorą. Po czym poznać sabotażystę-sceptyka? Będzie palił Twoją motywację do zmiany, wykarczuje każdy gram Twojej wiary w siebie, pozostawiając uczucie pustki, poniżenia, bezsilności i kretynizmu całego pomysłu zmiany. Sceptyk po prostu wierzy tylko w swoją siłę, w swoją moc sprawczą, ma swoje (jedynie słuszne) zdanie na temat Twojej słabej silnej woli (bo przecież 3 razy już jeździłaś na wczasy odchudzające, więc przestań wymyślać!) i tego zdania zmienić nie ma zamiaru, bo nie ma zwyczaju weryfikować swoich sądów i przekonań (czyli w jego mniemaniu prawd objawionych). Dlatego stanowczo i kategorycznie będzie niszczyć Twoją zmianę. Gdyby przecież zmiana się udała, to Ty mogłabyś się zmienić, a wtedy zmiana mogłaby dotknąć także jego? Lepiej zatem palić w zarodku. Co zrobić z sabotażystą-sceptykiem? Zamienić w pluszowego misia się nie da, więc najlepiej unikać z nim rozmów o zmianie, ignorować lub konfrontować. A wtedy niech moc będzie z Tobą!

Sabotażysta-ignorant

Moje podopieczne często złoszczą się na swoje mamy czy mężów za notoryczne bojkotowanie ich morderczych wysiłków odchudzania słodyczowymi gestami miłości. „Przecież wie, że nie jem teraz słodyczy i że mam ciężki okres w pracy. To po jaką cholerę znosi do domu Rafaello, przecież wie, że to moje ulubione i zjem całe opakowanie!” Ano właśnie dlatego, że wie, że to Twoje ulubione i zawsze koiło Twoje stresy – to tym razem ma nadzieję, że też pomoże! Taka jest perspektywa sabotażysty-ignoranta, który nie chce źle, chce być wsparciem i stara się nim być tak, jak potrafi… A potrafi właśnie w taki sposób. Ignorant (nie lubię tego słowa, bo w języku polskim to synonim ograniczenia umysłowego i intelektualnego prostactwa, podczas gdy ignorant to ktoś, kto nie rozumie/nie wie) najczęściej nie rozumie problemu, z którym się zmagamy, więc jego wsparcie jest nieporadne, nawet przeciwskuteczne. Warto poświęcić mu więcej czasu na wytłumaczenie, warto powiedzieć które jego działania będą skutecznym wsparciem, a które nie. I doceńmy jest wysiłki!

Sabotażysta-gwiazdor

Tu uczciwie opowiem o sobie, choć będzie to antyreklama, ostrzegam. Gdy ponad 15 lat temu schudłam w ciągu roku 20 kg, stałam się bohaterem ówczesnego mojego otoczenia. „Czy Ciebie zahibernowali w jakimś eksperymencie? Szczupła i czas się dla Ciebie zatrzymał!” – komplementy w tym stylu osładzały moją codzienność i umacniały przekonanie o wyjątkowości i monopolu na odchudzeniowe racje i porady. Tak, siedziałam na tronie odchudzeniowego gwiazdora. Zwracało się do mnie wiele osób chcących skutecznie schudnąć, byłam dla nich autorytetem. Słuchały mnie uważnie i ufały mi bezrefleksyjnie. Bo byłam autorytetem. A ja po pewnym czasie dostrzegłam, że średnio życzliwie dzielę się z nimi moim doświadczeniem. Złapałam się na mimowolnym sabotowaniu odchudzania innych ludzi – by nie stracić należnego mnie żółtej koszulki lidera zmiany. Przemyślałam i zmieniłam podejście, choć moja osobista pycha dostała niezły łomot. Sabotażysta-gwiazdor to osoba, która ma w żywej pamięci własny wysiłek zmiany i nie umie się nim prawdziwie dzielić. Nie rozumie, że gdy „odda” swoją wiedzę, to jemu nie ubędzie, a sukces zmiany innych ludzi będzie tylko potwierdzać jego drogę i jego eksperckość. Droga od sabotażysty-gwiazdora do eksperta naprawdę bezcenna! Jak traktować gwiazdorów? Słuchać, czerpać i dać się inspirować, pamiętając o tym, co powyżej napisałam.

Czasem stajemy się także sabotażystą samego siebie w zmianach. Ale o autosabotażu napiszę następnym razem!

Polecam także rozmowę o sabotażystach zmiany w moim cyklu autorskim magazynu „Uroda Życia”, numer WRZESIEŃ 2018.

Uwaga, pułapka: Masz chwilę dla siebie, to zjedz czekoladkę!

O emocjach w relacji z jedzeniem.

Czekoladki to nie wyraz miłości

Romantyczna randka – słodycze w wersji na biało, czyli migdał w cukrze, skąpany w wiórkach kokosowych. Ah, jak przyjemnie… Jak słodziutko…Kupmy i ofiarujmy, bo przecież dając czekoladkę, dajemy wyraz miłości…

Wdzięczność rodzicom za wspólne popołudnie – tym razem kupmy opakowanie słodyczy z francuskojęzycznym „Dziękuję Ci”! No bo cóż znaczy podziękowanie bez „symbolicznego” dowodu cukrowej wdzięczności… Dając czekoladki, pokazujemy przecież, że doceniamy i kochamy… Dajemy wyraz miłości…

Masz chwilę tylko dla siebie – rozkoszuj się okrąglutką czekoladką w czerwonym papierku, no bo czym innym mogłabyś wypełnić czas dla siebie? I po co w ogóle się zastanawiać, czym wypełnić czas, jeśli wystarczy pójść za głosem reklamy i włożyć w usta pachnący kawałek cukru i tłuszczu w przecudnym papierku? A potem kolejny… I kolejny… Jedząc czekoladki pokazujemy samej sobie, że doceniamy siebie, że siebie kochamy! Bo przecież mamy prawo do chwili przyjemności! Udowadniamy sobie, że jesteśmy dla siebie ważne… Dajemy sobie wyraz miłości…

Czary-mary, hokus-pokus i po roku powtarzania takich emocjonalnie nacechowanych komunikatów po pierwsze zaczynamy w ten sposób żyć, a po drugie – w takich przekazach i nawykach wychowujemy dzieci. Uogólniam? Trochę tak, ale spójrzmy wokół, poobserwujmy przez kilka dni najbliższych i sąsiadów. Zachęcam!

Pozorny rosnący standard życia to realna szybka droga do tycia. Nie ma już potrzeb, są nawyki, reklama i wygodnictwo.

Jedzenie nie zastąpi smaku i sensu życia

To tylko przykłady reklam ostatnich dni. Reklam zgubnych dla tych z nas, którzy mają do jedzenia słabość. A ma ją bardzo wielu z nas – czy to znak czasu społeczeństwa w „niedoczasie” życia dla samego życia? W „niedosmaku” samego prostego życia i codziennych, zwykłych ludzkich relacji?

Czas i smak. Proste i banalne z pozoru. Kupić się tego po drodze z pracy do domu nie da, w pakiecie świadczeń zdrowotnych w korporacji nie dają. Trzeba samemu odnaleźć i zaborczo strzec, pielęgnując każdego dnia. Bo też ani czasu ani smaku „nachapać się” na zapas nijak nie da, trzeba je degustować małą łyżeczką, każdego dnia, z cierpliwością i łagodnością.

Czyli, że znowu czegoś nowego mamy się jeszcze uczyć? Gdy nie wyrabiamy wobec wymogów, nacisków, oczekiwań i rozlicznych motywatorów, czyhających od razu za drzwiami domu? Nic bardziej błędnego. Mamy się nie nauczyć, a oduczyć. Oduczyć się tych nawyków i przymusów, którymi obrośliśmy, a które ukradły nam dwa diamenty: czas i smak. Diamenty, które nie służą nam do ozdoby, a do oddychania. Bezcenne dla nas i naszych najbliższych. Jak powietrze. I jedzeniem ich nie zastąpimy.

Co nam robi jedzenie i co my zrobiliśmy z jedzeniem?

Wg statystyk amerykańskich, 2/3 białej dorosłej aktywnej zawodowo populacji USA, Europy i Kanady, w sytuacjach stresowych je zbyt dużo, je byle co lub nie je w ogóle. Bardzo wyraźnego znaczenia dla współczesnego człowieka nabrało jedzenie, relacja z jedzeniem stała się dla wielu osób, zwłaszcza kobiet, jedną z kluczowych relacji w życiu. A jednocześnie jedną z najtrudniejszych… Bo z pracy można odejść, przyjaźń można zakończyć, alkohol czy papierosy można odstawić, natomiast z jedzeniem to się nie uda. Relację z jedzeniem mamy całe życie – jedni z nas czują w niej wolność i radość, a inni – ograniczenie i uzależnienie.

Zapraszam do wysłuchania rozmowy o emocjach w relacji człowieka z jedzeniem – rozmowa z cyklu „Ład emocjonalny” pani Łady Drozdy, ChilliZet.