Jak rydze obrodziły nam w ostatnich latach firmy oferujące tzw. dietę pudełkową, czyli codzienny dowóz posiłków wg określonego zamówienia. Zwykle jest to 5 dań, w tym 3 główne i 2 przekąski – ze średnią ceną 50-80 zł dziennie. Ok. 60% osób korzystających z tej formy karmienia to osoby na dietach odchudzających, w tym eliminacyjnych. W Internecie łatwo uzyskać informację o celebrytach – głównie aktorach – zachwalających pudełeczka, ich smakowitość i dobroczynny wpływ na styl życia i zdrowie. No, poezja i miód malina… czy naprawdę?
Kolorowe strony internetowe firm cateringu pudełkowego prześcigają się w komunikowaniu jakości, świeżości i smakowitości swoich dań oraz funkcjonalności opakowań. Niektóre także zamieszczają zdjęcia aktorów czy prezenterów TV, których uśmiechnięte twarze typu Colgate mają oddawać zadowolenia z pudełek i potwierdzać wiarogodność tychże.
W rzeczywistości jednak bardzo niewiele z tych firm świadczy np. usługę porady specjalisty przy wyborze określonej diety – jedynie klikamy w opcje typu 1000 kcal, 1500 kcal, bezglutenowa, jarska, bezmleczna i na tym się zwykle kończy całe zdrowotne „poradnictwo”.
Co więcej, tryb przygotowania posiłków również pozostawia wiele do życzenia: dostawy pudełkowe ruszają między 2 a 4 w nocy, więc znaczna część pudełkowych obiadów czy kolacji jest siłą rzeczy nie pierwszej świeżości. Bez cudów! Wierzę w rzetelność dotyczącą wartości energetycznej pudełek, choć smakowo wiele z nich jest nieatrakcyjnych – bardziej „hurtowych” czyli niby uniwersalnych. Korzystający z pudełek dłużej niż 4 tygodnie podkreślają monotonne smaki, powtarzalne przepisy, „kwiatki” w postaci owocowych pseudojogurtów oraz zaskakująco ciężkie dania kolacyjne (po których faktycznie nie kładziemy się głodni spać, lecz o lekkości w żołądku na wieczór także trudno pomarzyć). Dodam, że pomimo zapewnień firmy usługowej, korzystając z diety pudełkowej absolutnie nie mamy kontroli nad tym co jemy, nie uczymy się zdrowych nawyków żywieniowych i ryzykujemy uzależnienie. Po kilku miesiącach pudełek przestaje nam się chcieć przeznaczać czas na gotowanie, stajemy się kulinarnymi wtórnymi analfabetami, a frajda wspólnego rodzinnego czy przyjacielskiego pichcenia dla bycia razem więdnie i zanika.
Dygresja niekorzystna jeszcze jedna. Otóż, nie powinniśmy sugerować się opiniami celebrytów. Dlaczego? Ano dlatego, że przygotowując pudełka dla znanego aktora czy dziennikarza firma usługowa na pewno staje na przysłowiowej głowie by wszystko było jak najdoskonalsze. Jednak czy robiąc 3000 pudełek każdego dnia (tyle dziennie przygotowują największe firmy pudełkowe w Warszawie) firma jest w stanie zachować wychuchaną jakość pudełeczek dla celebrytów? Myślę, że ani nie jest w stanie ani też nie ma takiego zamiaru. Bo gwiazda to gwiazda, a Kowalski to Kowalski.
Czy ja potępiam zatem pudełka w czambuł?
Nie potępiam, choć jestem ich krytykiem jako stylu życia. Pudełka są moim zdaniem dobrą formą odżywiania na czas przejściowy i jako takie – spełniają swoją rolę. Czyli gdy mamy wyjątkowo trudne tygodnie zawodowo i prywatnie, a zależy nam na bezpiecznym odżywianiu – pudełka mogą być odpowiednią formą. Podobnie przy zmianie sposobu odżywiania (nauka lekkiej kuchni dla optymalizujących wagę czy przyswajanie nowych zasad gotowania dla osób zmuszonych do diet eliminacyjnych przy insulinooporności czy hashimoto) – pudełka zapewniają wówczas okresowo komfort kalorii, porcji i doboru składników. Ale przecież pudełko to zawsze pudełko – jak w samolocie czy pociągu, porcja podana i porcja zjedzona. Tylko tyle i aż tyle.
To co jest dla mnie najbardziej szkodliwe w pudełkach, to jednak nie sama żywność, lecz fakt, że pudełka oduczają nas dbania o siebie, przygotowywania posiłków, dzielenia się z innymi czasem, sobą i pożywieniem. Jakoś mi te pudełka sprowadzają człowieka do funkcji laboratoryjnego chomika, któremu się podaje co ma zjeść i wymaga się od niego jedynie sprawnego i w miarę dokładnego pogryzienia. Bo przecież pudełka z sałatkami czy kaszą z leczo mogę przygotować sobie sama… wg mojego smaku, wg mojej fantazji, mając kontrolę nad każdym używanym składnikiem i co więcej – taniej. Dbając w ten sposób o siebie samą nie tylko od strony fizycznej, lecz także emocjonalnej i społecznej. Bo jeśli jestem tym, co jem, to ja jakoś słabo się z tymi pudełkami stawianymi o 7.00 rano pod drzwi utożsamiam. To jednak moja opinia, nie musicie się z nią zgadzać.
Znam osoby będące orędownikami pudełek. Cenią wygodę tej formy, brak potrzeby dużych zakupów i myślenia „Co ugotować?”, brak bałaganu w kuchni i brak śmieci, a także dyscyplinę braku dokładek. Doceniam. Ale jako typ ceniący wolność i spontaniczność – nie popieram. Wierzę, a co więcej potwierdzają to dziesiątki moich podopiecznych, w naukę zdrowych nawyków, w naukę gotowania dopasowanego do mnie i do mojej rodziny, w naukę wolności i uważności w odżywianiu wymagającą od nas czegoś więcej niż funkcji trawienno-wydalającej. Co więcej, osobiście nie znam nikogo, kto schudł na pudełkach więcej niż 10 kg i samodzielnie utrzymał preferowaną wagę dłużej niż rok. Tyle mojej statystyki.
Dla chorych na brak czasu pomysł mam inny – są w Warszawie (nie wiem, czy w innych miastach) firmy świadczące usługi dostawy do domu zakupów wraz z przepisem na określone dania obiadowe czy kolacyjne, które jednak sami przygotowujemy. Robi się to tak: wybierasz na stronie danie czy dania, ilość osób, podajesz adres. O umówionej godzinie do domu przyjeżdża kurier z zakupami i bardzo szczegółowo rozpisanym, łopatologicznym przepisem jak to danie ugotować. Można? Można. Że kosztowne? Tak, ale coś za coś.
Moja propozycja: nie dajmy się pudełkować. W trudnych okresach – 2 do 4 tygodni – wykorzystajmy pudełka, lecz nie róbmy z siebie pudełkowych leniwców…
Bo jedzenie ma i zdecydowanie może być dla nas radością i wolnością w praktyce! Czego każdemu z nas życzę!
Załączam link do programu pani Jolanty Fajkowskiej „Fajka pokoju”, wyemitowanego w Polsat News 2. Tam nie tylko o diecie pudełkowej. Zapraszam do obejrzenia!