Czekolada czarna czy gorzka? – czyli o rzekomym dniu czekolady nieuczesanych myśli parę.

Marta Pawłowska

12 kwietnia bywa w Polsce komunikowany jako Dzień Czekolady. Nieporozumień z tym związanych jest wiele, bo światowy czy międzynarodowy dzień czekolady w świecie „obchodzony jest” w zasadzie 7 lipca, ale kto by się tam czepiał daty, jeśli chodzi o takie dobro narodowe, jak czekolada. Zwłaszcza, że jest też dzień czekolady mlecznej, dzień czekolady białej, dzień czekolady płynnej, dzień musu czekoladowego, czekoladowych wafli czy dzień czekolady z orzechami (z migdałami – osobny dzień)!

Nie będę nikogo pouczać, że czarna zdrowsza, że większość tabliczek na sklepowych półkach koło prawdziwej czekolady nigdy nie stała, że absolutnie warto uważać tak na jej jedzoną ilość, jak i jakość. To już są oczywistości, kto ma życzenie – niech doczyta. Ja dziś weekendowo napiszę o czekoladzie-staruszce trochę z perspektywy ciekawostkowej. A zatem…

Kolebką czekolady w Europie jest Hiszpania – to tu przywiózł ją w XVI wieku z Ameryki Łacińskiej Hernan Cortes. Stąd szybko trafiła na dwory królewskie Francji i Anglii. Była to wówczas „prawdziwa” czekolada, czyli czarna, bez smakowo-jakościowego rozcieńczania do mlecznych czy deserowych, a spożywano ją w postaci płynnej.

Jako rarytas i pokarm odżywczy, stała się niemal od razu wyzwaniem definicyjnym dla hierarchów Kościoła, którzy zastanawiali się nad dopuszczeniem lub wyeliminowaniem czekolady w okresach postu. Bo jeśli jest pokarmem – to łamie post, a jeśli jest napojem – to postu nie łamie. Dylemat czekolady w poście był naprawdę często poruszany, aż arbitralnie rozwiązał go włoski kardynał Francesco Maria Brancaccio, który w dziele De potu chocolatis, an chocolates aqua dilutus, prout hodierno usu sorbetur, ecclesiasticum frangat jejunium (1664) stwierdził, że czekolada – choć pożywna – postu nie łamie, gdyż jest napojem. Jako napój (podobnie jak wino), mając wartość odżywczą, jednak postu nie zakłóca.

Pierwsze czekoladowe batoniki powstały w Anglii ok. 1795 roku, a pierwsze kakao w proszku wytworzył w 1828 roku w Holandii chemik Coenraad Van Houten, na 40 lat przed pierwszymi tabliczkami czekolady – wyprodukowanymi przez Rudolfa Lindta, który był pionierem używania gładkiej plastycznej masy czekoladowej. Masa ta służyła w XIX wieku tak do powlekania tabletek (łagodząc ich nieprzyjemny smak), jak do rozpoczęcia produkcji tabliczek czekolady na masową skalę.

Powstanie tzw. czekolady mlecznej to lata 60-te XX wieku. Początkowo dodawano do niej wyłącznie skondensowane mleko, które z czasem zastępowano tańszymi i coraz bardziej chemicznymi substytutami. Jednocześnie, do lat 70-tych określenie „czekolada” odnosiło się do czekolady czarnej, a z powodu masowości produkcji mlecznej – to ją dziś nazywamy „czekoladą”, stosując dla „prawdziwej” czekolady dookreślnik „gorzka”, co jest dla niej krzywdzące, a poza tym ma ważne znaczenie podświadome: gorzki smak pokarmu już dla praczłowieka oznaczał truciznę, takie skojarzenie mamy wdrukowane w umysłach, co z pewnością zraża wielu do tego rodzaju czekolady. Dlatego właśnie ja zawsze używam określenia „czekolada czarna”, bo to bliższe prawdy i sensowi czekolady.

Polacy jedzą stosunkowo mało czekolady – 4 kg rocznie. Niemcy czy Amerykanie jedzą jej 6 kg, a największymi czekoladożercami i smakoszami są niezmiennie Szwajcarzy, konsumujący średnio 8 kg czekolady rocznie. A nadwagę i otyłość mają na poziomie niższym tak od Niemiec, jak i USA czy Polski… Z tą refleksją nas pozostawię.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *