Tak to już jest, że kto pyta, ten ryzykuje, że dostanie odpowiedź. A ona nie zawsze musi nam się podobać… Więc, gdy zaczynamy „podejrzewać siebie” o nadmiarowe jedzenie pod wpływem emocji i przez to przybieranie na wadze, warto przyjrzeć się, czy to naprawdę o emocje chodzi? Bo z mojego doświadczenia wynika, że dwie na pięć kobiet (zwłaszcza w wieku 20-40 lat), przekonanych, że zmagają się z jedzeniem emocjonalnym, w rzeczywistości są w dość ważnym dla nich błędzie.
Zdarza nam się spłycać racjonalizowanie przyczyn nadmiarowego nerwowego jedzenia i automatycznie sprowadzać je do jedzenia pod wpływem niechcianych trudnych emocji. Często słyszę zapewnienie „zajadam stres, bo…”, a po kilku spotkaniach spod dywanu przekonań o sobie i interpretacji rzeczywistości dokopujemy się do diagnozy, że przyczyna zajadania, podjadania i innych form -jadania tkwi gdzie indziej.
Co radzę?
Przyjrzyj się sobie – cierpliwie, uważnie, z troską, bez biczowania. Ale też bez włączania maszynki samookłamywaczki i samousprawiedliwiaczki („w sumie, to najwięcej jem, gdy mam okres”, „na moim miejscu każdy by tak zrobił”, albo nawet „na coś trzeba umrzeć”).
Porozmawiaj z kimś zaufanym, życzliwym i stabilnym emocjonalnie. Opowiedz o problemie i przejrzyj się w lustrze drugiej osoby, dobrze Ci znanej i dobrze Ci życzącej, a wcale niekoniecznie super się odżywiającej. Unikaj nawiedzonych domorosłych doradczyń, rozmowa z mężem to także najczęściej zły pomysł. Poszukaj!
I przyjrzyj się:
- Bo może po prostu jesz zbyt dużo jesz? (więcej niż inni)
- A może jesz zbyt tłusto czy zbyt słodko?
- A może jesz za mało warzyw, za to sporo owoców?
- Może pijesz za mało wody, a za dużo winka czy soku?
- Może najadasz się na wieczór, gdy wentyl puszcza po dniu pracy i uśpieniu dzieci?
- A może ignorujesz aktywność fizyczną i bojkotujesz liczenie kroków?
- Czy może napychasz się, by nabrać siły do pracy z mobbującym szefem czy do kontaktu z zaborczą matką?
Jeśli zidentyfikujesz pojedyncze źródło nadmiarowego czy nerwowego jedzenia – zabierz się za to na spokojnie, ze wsparciem kogoś bliskiego (mąż to nadal zły pomysł, koleżanka „na pudełkach” – jeszcze gorszy).
A jeśli obserwujesz, że emocje Tobą jednak targają jak pies maskotką i w odpowiedzi na to napychasz się – poszukaj poleconego specjalisty.