Określenie „głód” jednym kojarzy się z prostą potrzebą zjedzenia kolejnego posiłku, a innym z niepokojem, poczuciem winy czy wstydem. Wielu z nas rozpatruje głód jedynie w aspekcie odczucia fizycznego, pomijając sferę głodów emocjonalnych, głodów społecznych czy głodów duchowych. Ah te nasze ludzkie głody… Mamy ich sporo, nasze niezaspokojone potrzeby zawsze objawiają się swoistym głodem, jednak bez wyostrzonej świadomości i uważności nie mamy szansy tych głodów zidentyfikować by konkretne potrzeby zaspokoić. W zamian za to często „zajadamy” nasze głody pożywieniem, stąd jedzenie na pocieszenie, jedzenie by poczuć się bezpiecznie, jedzenie z samotności czy nudy, jedzenie za karę czy jedzenie jako forma ucieczki. Dużo tego. Dziś pochylę się nad podstawową lekcją jedzeniowego prawa jazdy, czyli jak odróżnić głód fizyczny od głodu emocjonalnego?
A zatem głód fizyczny pojawia się w brzuchu, poniżej mostka (ssanie burczenie), podczas gdy głód emocjonalny pojawia się w ustach („mam smak na coś”, „mam ochotę na coś”).
Głód fizyczny pojawia się stopniowo, narasta powoli kilka godzin po ostatnim posiłku i znika po najedzeniu, dając uczucie zadowolenia, poprawę humoru, może nas wprawić w błogi nastrój lub rozleniwić. Głód emocjonalny natomiast przychodzi nagle, jest niezwiązany z posiłkami i najczęściej nie ustępuje mimo sytości – wywołuje chwilową przyjemność, a potem poczucie winy, wstyd, wyrzuty sumienia, często „wiążąc” na dłuższy czas nasze myśli i uczucia.
Poza tym ważny jest też aspekt społeczny obu panów: głód fizyczny chętnie zaspakajamy w towarzystwie, nie szczędząc czasu na biesiadowanie, podczas gdy głód emocjonalny zaspakajamy głównie w ukryciu, w samotności, najczęściej pospiesznie. Wtedy w ukryciu przestajemy jeść jak dama i zaczynamy jak odkurzacz. Przykre, przyzna mi rację każdy, kto to zna.
Poddaję to pod refleksję jako przyczynek do samoobserwacji, tak na co dzień jak i w trakcie nadchodzących Świąt.